Hmmm, nie wiem czy to będzie jakaś szczególna historia, ale z pewnością zmieniła WSZYSTKO w moim życiu....:poglądy, zachowanie, styl życia, osobowość i tak można wymieniać i wymieniać. W końcu zyskuję coś nowego każdego dnia...:)
Były wakacje 2004, moja przybrana siostra chodziła kiedyś na oazę i zawsze to sobie chwaliła (ja szczerze mówiąc, nie wiedziałam wtedy za bardzo, co to jest ta oaza:) Z powodu problemów rodzinnych, ciągłych awantur itd. wyprowadziła się w marcu 2004 r. wraz z moją macochą i jej dwójką dzieci. Ja mieszkałam sama z ojczymem, ale to nie było zbyt dobre...
Z ciekawości poszłam zobaczyć co się tam na tych spotkaniach oazy dzieje. Oczywiście zaciągnęłam ze sobą koleżankę :);) Było to pierwsze spotkanie, rozpoczynające nowy rok oazowy (tj. rok szkolny). Wszystko wydawało się strasznie dziwne...Wszyscy ludzie byli bardzo otwarci, opowiadali o sobie, żartowali z księdzem, który (wtedy o dziwo dla mnie) był w spodniach, bez sutanny... Spotkanie zaczęło się modlitwą (nie licząc Eucharystii), a później zaczęliśmy się......bawić:):) Było bardzo miło i śmiesznie:):) Dawno już nie byłam taka wesoła :)
Bardzo mi się spodobała ta Wspólnota, którą tworzyły osoby kochające Boga. Myślę, że przyszłam na drugie spotkanie z jeszcze większej ciekawości, nie czując zbytniego zainteresowania Bogiem i Jego kultem.... Ale to się na szczęście szybko zmieniło:):)
Problemy w domu zaczęły narastać i pomału zmieniały się w tragedię; nie potrafiłam sobie z nimi poradzić... Na szczęście kościół widziałam przez okno i zawsze miałam gdzie pobiec i prosić o pomoc (wtedy sobie jeszcze nie zdawałam z tego sprawy...) Po ok. miesiącu rozkleiłam się na którymś ze spotkań (z powodu tych domowych problemów) i pragnęłam pomocy... Mimo wielkich obaw zwierzyłam się księdzu moderatorowi (którego pozdrawiam:). To właśnie po tej rozmowie poczułam się prawdziwym członkiem Ruchu Światło-Życie. Doznałam wtedy jakiegos oświecenia i zrozumiałam, po co w ogóle tam byłam (moja koleżanka niestety nie wytrwała...). Nigdy wcześniej w życiu nie doświadczałam takiej troski i zainteresowania od człowieka, którego znałam miesiąc... Byłam w fatalnej sytuacji, kompletnie zaniedbywana przez opiekuna; miałam dwa wyjścia: albo z nim zostać, albo odejść. Tylko, że nie bardzo miałam gdzie, a mając 15 lat niewiele mogłam... Bardzo ciężko było wybrnąć z tej sytuacji, z powodu wielu komplikacji trwało to dosyć długo. Na szczęście miałam wiarę i pomoc oazowiczów.
Przyszłam do oazy jako rozwydrzone dziecko, które zawsze musiało mieć rację, musiało być najlepsze i w centrum wszystkiego. Ale na szczęście ksiądz radził sobie nawet z moim trudnym charakterem. Pewnego dnia postanowiłam, że więcej nie wejdę do tego domu, do domu, w którym spędziłam jakieś 7 lat. Uciekłam do babci, która z dobroci serca przyjęła mnie, chociaż bardzo jej to ciążyło z powodu starości i związanych z tym potrzeb. Później wszystko jakoś szybko się potoczyło...Dzięki pomocy x. Zbyszka nauczyłam się modlić. A dzięki modlitwie rozwiązały się moje problemy... Trafiłam do zastępczej rodziny zawodowej, w której będę mogła być do osiemnastego roku życia. Wiadomo, że nie jest idealnie, ale na pewno lepiej niż było:)
Dzięki oazie moje życie bardzo się zmieniło. Nie ma osoby, która nie zauważyłaby tego. Mówią mi, że staję się bardziej dojrzała... . Myślę, że spotkało mnie wielkie szczęście w życiu, bo pomimo wielu cierpień potrafiłam wybaczać. Bardzo ciężko było mi wybaczyć ojczymowi za wyrządzone krzydy, ale się udało z pomocą modlitwy. W wydarzeniach z przeszłości (nawet najgorszych, tj. śmierć mojej mamy) potrafię dostrzec dobre strony. To jest naprawdę bardzo trudne i sama nigdy bym tego nie potrafiła; ale to jest bardzo potrzebne.
Dzięki temu wszystkiemu odnalazłam drogę do Boga i umacniam swą wiarę przez codzienną Eucharystię i przez dalsze trwanie w Ruchu, mimo że mieszkam teraz na drugim końcu miasta. Zyskałam wielu przyjaciół. Wiem, że to PRZYJACIELE, bo pomimo krótkiej znajomości nie zostawiali mnie w potrzebie. Nigdy wcześniej nie przypuszczałabym, że w swoim życiu spotkam tak wielką próbę i że tak wiele wytrzymam. Dziękuję wszystkim, dzięki którym odnalazłam wewnętrzne szczęście.
Marzena
http://marzenka989.blog.onet.pl/
|